Reportaż z punktu zbiórki przy ul. Bytomskiej w Piekarach. "Dzięki pomocy, przewartościowuje się życie"

Marcin Strzelecki postanowił stworzyć reportaż z punktu zbiórki darów przy ul. Bytomskiej 43, który funkcjonował przez ponad 6 tygodni. Piekarzanin w materiale wysłuchał historii Teresy Pastuszki, która dzięki pomocy w punkcie, przewartościowała swoje życie.

Punkt zbiórki darów w Piekarach funkcjonuje od początku wojny w Ukrainie. Do 18 kwietnia funkcjonował on przy ul. Bytomskiej 43, od wtorku, 19 kwietnia został przeniesiony na ul. Ziętka - do budynku Węglokoksu (dawnej kopalni Julian).

"A serducha tu jest bardzo dużo"

Taki tytuł nosi reportaż Marcina Strzeleckiego. Piekarzanin postanowił nakręcić reportaż, bo widział, ile osób w mieście angażuje się w pomoc Ukraińcom. Chciał pokazać pracę wolontariuszy i uwiecznić ich działania.

- Zauważałem zgraną drużynę, w której są wszystkie pokolenia i współdziałają ze sobą jak jeden organizm, nie tylko Polacy ale i goście z Ukrainy, którzy również pomagają w punkcie - wyjaśnia Strzelecki.

W materiale wypowiada się Teresa Pastuszka, jedna z najaktywniejszych wolontariuszek. Kobieta tłumaczy, że początkowo wojna była dla niej pojęciem abstrakcyjnym, znanym tylko z podręczników. Pastuszka nawiązała w miejscu zbiórki przyjaźnie z Ukrainkami, które prężnie tam działają. Kobieta dodaje, że dzięki pomocy, przewartościowało się jej życie. Postawiła na rzeczy istotniejsze.

Mój syn walczy na froncie

Kolejną postacią jest Natasza, która przyjechała do Piekar z Charkowa. Początkowo
z rodziną przyjechała do Katowic, a następnie wolontariusze wysłali ich do strażaków z Dobieszowic, którzy zadecydowali o aktualnym miejscu zamieszkania.

- 24 lutego zaczęła się wojna, a mój syn pojechał na wojnę 26 lutego. Nie chcieliśmy początkowo wyjeżdżać, bo było jeszcze spokojnie. Później zaczęli bombardować Charków i mój syn zaczął się o nas martwić, dlatego wyjechaliśmy - mówi Ukrainka.

Natasza dodaje, że ma nadzieję, iż wojna wkrótce dobiegnie końca, a ona razem ze swoją rodziną będzie mogła wrócić do rodzinnego domu.

Kurczące się zapasy żywności

Początkowo piekarzanie i mieszkańcy okolicznych miejscowości zbiorowo przynosili żywność i przedmioty pierwszej potrzeby. Jednak z czasem zapasy zaczęły się kończyć, a wolontariusze proszą o pomoc.

- Zapasy się kończą, bo przybywa nam ludzi z Ukrainy. Na ten moment są to setki ludzi, którzy tej pomocy potrzebują od nas. No a jak wiadomo, tutaj najważniejsza jest żywność. Teraz właśnie na tym się skupiamy - podkreśla Ewelina Kocjan-Gałuszka, koordynatorka zbiórki.

Subskrybuj piekary.info

google news icon